czwartek, 14 sierpnia 2014

18. 'Nie zostawiaj mnie, upiekę ci ciasto'

Następny dzień zaczął się dla Lisy niemiłą pobudką, ktoś zaczął walić jej w drzwi. Kiedy zrobiła pierwszy ruch po przebudzeniu, wiedziała, że ten dzień będzie straszny. Założyła szlafrok i podeszła otworzyć drzwi. Nie dbała już o to, czy chce żeby ktoś ją widział bez makijażu.
- Boże ile spać można - do jej pokoju weszła Lisa i Cathy, z którą poznała się jeszcze przed mundialem. Hummelsa nie trawiła, o czym Cathy dobrze wiedziała, jednak ona była dużo przyjemniejsza niż on.
- Nie spałam w nocy prawie.
- Ogarnij się i idziemy na miasto. - Lisa zostawiła dziewczyny same w jednym pokoju i poszła do łazienki. Spojrzała w lustro i coś ją tknęło, żeby nie robić sobie dzisiaj wielkiego makijażu. Może tak będzie lepiej? Może przywyknie do tego? Umyła zęby i wzięła się do roboty. Zrobiła małe kreski, na powieki nałożyła trzy odcienie brązowego koloru, który ładnie ułożył się w całość. Nie chciała przyjąć do świadomości tego, że teraz wyglądała dużo lepiej.
- Ciepło jest? - zapytała dziewczyn, wchodząc do drugiego pokoju.
- Ciepło, ale chyba będzie padać. - wyjęła z szafy czerwoną spódnicę, z przodu krótszą, z tyłu dłuższą, do tego założyła czarną bluzkę, z rękawkami za ramiona, która odsłaniała jej zgrabny brzuch. Wzięła czarną kopertówkę i założyła sandałki na szpilkach.
- Wyglądasz dzisiaj jakoś tak... inaczej?
- Masz mniejszy, lepszy makijaż. Ej, maluj się tak jak teraz, lepiej wyglądasz! - włożyła telefon do torebki.
- Chodźmy już. - wyszły na korytarz. Lisa zamknęła pokój i wrzuciła kartę do torebki.
Przez dłuży czas Lisa się w ogóle nie odzywała. Ciągle o czymś myślała. Ostatnio nawet za dużo miała w głowie.
- Zobacz, to coś w twoim stylu Lisa. - Cathy pokazywała jej sukienkę wieczorową, czarno-białą, bez ramiączek, coś w stylu gorsetu na górze. - Weź przymierz, mam ochotę na imprezę wieczorem, zapoznamy cię z resztą dziewczyn. - w sumie czemu nie, pomyślała Lisa. Może w końcu udałoby się rozerwać i zapomnieć na chwilę.
- Dobry pomysł, muszę się ogarnąć w końcu.
- Może najpierw powiesz co się dzieje? Bo nie wyglądasz najlepiej, jesteś przytłoczona i cicha, a to do Ciebie nie podobno.
- Jak kupimy to wam opowiem, może mi ulży, po mam już tego dosyć. - weszła do przymierzalni i założyła sukienkę. Bardzo jej się podobała i idealnie na nią pasowała. Nie zastanawiała się długo, na jej kupnem. Chodziły jeszcze po kilku sklepach, co jakiś czas zatrzymując się na dłużej i przymierzając kolejne rzeczy. Kiedy były już obładowane torbami, poszły do kawiarni na mrożoną kawę.
- Mów co się dzieje?
- Chodzi o Kevina?
- Nie, przestańcie, on jest cudowny.
- Więc co jest nie tak?
- Nie wie o tym nikt, oprócz moich rodziców, Marco i Kevina. Przysięgnijcie mi, że nikomu nie powiecie, bo jest to dla mnie naprawdę trudna sytuacja, po której jeszcze nie mogę dojść do siebie, mimo, że praktycznie tego ie pokazuje... - odetchnęła głęboko i zaczęła opowiadać. - Rok temu mieszkałam w Londynie. Poleciałam tam sześć lat tamu na studia. Poznałam kogoś, byliśmy razem. Wszystko nam się dobrze układało, do pewnego czasu. Stał się dla mnie oschły, olewał mnie, nie spędzał ze mną czasu, nawet nie rozmawialiśmy. Praca go pochłonęła. Okazało się, że jestem w ciąży - ledwo powstrzymywała łzy. Dziewczyny słuchały jej uważnie, były bardzo zaszokowane. - Powiedziałam mu o tym, miałam nadzieję, że wszystko się naprawi. A on, jedyne co mi raczył wtedy powiedzieć to tyle, że nie chce tego dziecka, że mnie już nie kocha i ma kogoś innego. Nie wiedziałam co mam robić. Wróciłam do Dortmund, do rodziców. Okazało się, że moja ciąża jest zagrożona. Po kilku miesiącach straciłam dziecko. Nie wiedziałam co robić, popadłam w depresję, dwa miesiące siedziałam w domu nie wychodząc z niego, praktycznie nic nie jadłam, nic nie piłam. Odwiedzali mnie tylko rodzicie. Miałam problemy psychiczne, fizyczne też, bo kaleczyłam ciało, żeby nie myśleć o tym co się stało. Nawet nie wiecie, jak cholernie trudne to było. Kiedy się kogoś kocha, a nagle ta osoba znika z twojego życia. Miałam tak dwa razy. Nigdy więcej nie chciałabym tak cierpieć. Gdyby nie Kevin... to nie wiem, co teraz by się ze mną działo, czy w ogóle byłabym tutaj. - przestała mówić, ulżyło jej, że komuś o tym powiedziała, może pójdzie lepiej kiedy się wygada.
- To jest... przerażające - Lisa zawahała się. Cathy najwyraźniej nie wiedziała co powiedzieć, bo spuściła głowę w dół.
- Nie przejmujcie, naprawdę, było, minęło. Nie chce do tego wracać, chociaż dobrze wiem, że i tak zaraz znów będę o tym myślała.
- Nie wiem jak mamy Ci pomóc.
- Przecież teraz nie da się już nic zrobić, to wszystko siedzi u mnie w środku, więc i tak nikt tego nie powstrzyma. Jeszcze jedna mała uwaga, odkąd jakoś się pozbierałam, zmieniłam wizerunek. Nie zwracajcie mi uwagi na makijaż i ubrania, bo naprawdę dołuje mnie to. To była metamorfoza, rozpoczynająca nowy etap, więc proszę was.
- Jasne, nie ma problemu.
- Chodźmy, zanim wyjdziemy, chciałabym pogadać jeszcze z Kevinem. - dziewczyny zostawiły pieniądze na stoliku i ruszyły w stronę hotelu.
Lisa znów nic nie mówiła. Znosiła wszystko w sobie, jak zwykle myśląc o tamtych wydarzeniach. Tak bardzo chciała zająć myśli czymś zupełnie innym niż tym wszystkim. Jednak nie wiedziała czym, dlatego włączyła się do rozmowy.
- Jak myślicie, ile wygrają z Portugalią?
- Minimum 3-0, ale coś mi się wydaje, że wynik będzie większy - powiedziała Cathy.
- 2-1 max, więcej nie daje.
- Ja myślę że będzie remis bezbramkowy.
- Proszę Cię! - powiedziała do Lisy. - Przecież oni tak dobrze grają, że finał mają zapewniony.
- Mam nadzieję.
- Ja jestem w stu procentach tego pewna.
- Nie wiem jak wy - Rossenbach zmieniła temat - ale ja jutro zwiedzam to miasto. Cudownie tu jest.
- Dobry pomysł.
- Mamy jeszcze tyle czasy ba zwiedzanie. Ja to by wolała iść na plaże, trzeba korzystać ze słońca, muszę się opalić.
- Zobaczymy, zależy od pogody.
- Jak na razie jest cudownie. - dotarły do hotelu, Lisa zostawiła dziewczyny same i poszła dalej. Nie zaniosła kupionych rzeczy do pokoju. Lubiła pokazywać Kevinowi co kupiła, zresztą on nie był lepszy, też lubił dużo kupować. Dobrze się komponowali kiedy chodzi razem do centrum. Obeszła jeden dom i zobaczyła kilku chłopaków opalających się obok basenu. Widocznie skończyli trening i udało jej się trafić. Poszła dalej i minęła rodzinę szczęśliwą rodzinę Boatenga, miał śliczne córki. Nawet nie próbuj o tym myśleć, po prostu idź dalej, myśli nie dawały jej spokoju. Obeszła dom Kevina naokoło, spodziewała się, że on też będzie na zewnątrz, jednak myliła się.
- Cześć, gdzie Kevin? - przywitała Bastiana i Poldiego, którzy cały czas się śmiali. Najwyraźniej nie usłyszeli tego co powiedziała, bo dalej byli zajęci rozmową. Podolski mówił coś Bastianowi w kilku językach, najwyraźniej strasznie go to cieszyło, zresztą Lisa mu się nie dziwiła. Genialnie to brzmiało. - Możecie na chwilę przerwać? Pytałam się gdzie jest Kevin.
- O cześć! Wybacz, zagadaliśmy się - Schweini dalej się śmiał.
- Jest w środku, gada z Draxlerem. - powiedział Poldi.
- Ej, Lisa, powiedz coś po japońsku, ty mieszkałaś w Japonii, nie?
- Pojebało ci się coś Schweinsteiger, ona w Anglii mieszkała, a nie.
- To kto w Japonii mieszkał, no przecież Kevin mówił, że przyjaźnisz się z Marco i poznał cię u niego jak wróciłaś z Japonii.
- Co ty brałeś? - Lisa też się śmiała.
- Nie wiem, ale chyba nic, chyba, że mi to słońce przygrzało, bo się zdrzemnąłem na chwilę.
- Gadał coś typu, nie zostawiaj mnie, upiekę ci ciasto.
- Weź go Poldi ogarnij. - Lisa śmiejąc się ruszyła do drzwi tarasowych.
- Sama się ogarnij - milimetr obok niej przeleciał klapek Schweinsteingera. - Zajebać Ci torbą? - odwróciła się do niego i pokazała mu środkowy palec - Będziesz coś chciał. - pobiegła szybko do pokoju, bo widziała, że Bastian trzyma drugiego klapka. Chłopaki poprawili jej humor, szła cały czas się śmiejąc. Kevin siedział na kanapie, naprzeciwko Juliana. Mieli ponure miny. - Witam przyszłych mistrzów świata. - podeszła do Juliana i cmoknęła go w polik.
- Ze mną się nie przywitasz? - zapytał Kevin?
- A znamy się w ogóle? - Lisa popatrzyła na niego wymownym wzrokiem. Kevina olśniło, pierwszy raz od kilku miesięcy widział Lisę bez dużego makijażu. - Lisa! Jezu, co się stało? - wrzasnął uradowany, aż wstał z miejsca.
- A co miało się stać, mam dobry humor.
- Mówiłem ci, że będziesz lepiej wyglądać. - powiedział Julian.
- Nie zaczynaj od nowa, błagam. - usiadła obok Kevina, kładąc wszystkie torby z zakupami na stoliku.
- To ja was zostawię samych - Draxler wyszedł na zewnątrz.
- Co się wczoraj stało? Julian mi mówił, że nigdy nie widział cię takie zdenerwowanej. Podobno płakałaś.
- Prosiłam go, żeby nic ci nie mówił, zabiję go, no!
- To później, najpierw powiedz co się stało - odgarnął jej włosy na bok, żeby lepiej ją widzieć. Lisa odwróciła się do niego.
- Znów myślałam o dziecku... - od razu cały dobry humor zniknął.
- Lisa - złapał ją za rękę - Już tak dobrze, prawie w ogóle nie myślałaś o tym. Przecież to nie jest twoja ostatnia szansa. Zobacz, jesteś młoda, masz kupę życia przed sobą, nie wiesz co będzie.
- A co jeśli znów będzie to samo?
- Nie możesz tak myśleć.
- Kiedy ja już sama nie wiem co myśleć, zrozum mnie.
- Próbuję cię zrozumieć od początku naszej znajomości, nie pamiętasz? Chcę ci pomóc, chcę żebyś była szczęśliwa, nie wiem co robię źle. - Lisa przytuliła się do niego. Zaczęła się zastanawiać, nad tym wszystkim. Wyglądało na to, że nie dała sobie pomóc, albo nie widziała tej pomocy.
- Jesteś i to powinno być dla mnie najważniejsze, nie umiem tego docenić.
- Źle do tego dążysz - wstał i zaczął chodzić po pokoju. Zobaczył, że chłopaki zbliżają się do domu i najprawdopodobniej zaraz tutaj będą - Chodź na górę - poszedł po schodach Lisa szła tuż za nim. Weszli do pokoju Kevina. Lisa położyła się na łóżku. Kevin oparł się o parapet. - Kiedy próbuję Ci wytłumaczyć, że nie ma sensu mówić o złych wydarzeniach, ty zaczynasz aktywować w sobie tą część, która jest zniszczona, przez to wszystko. Znów będzie to samo, nie umiem tego docenić, gdzie jest ta Lisa którą poznałem rok temu? Pewna siebie, niczym się nie przejmująca? Po co zmieniałaś to wszystko w sobie? Mówiłaś, że Ci to pomoże, że będziesz myśleć pozytywnie. Najpierw przejmowałaś się Marco. Za wszelką cenę, chciałaś do niego dotrzeć, żeby wszystko się wyjaśniło. Udało Ci się, bo Reus zmądrzał szybciej, niż przypuszczaliśmy. Później przyjechałaś tutaj. Pierwszy dzień na plaży, znów o tym myślałaś. Wieczorem, kiedyś rozmawiałaś z Draxlerem, było to samo, dzisiaj też, Lisa proszę Cię, spróbuj o tym nie myśleć, zachowuj się jakoś inaczej. - ostatnie słowa Kevina były ogromnym błędem, nawet nie widział, jak bardzo trafił w Lisę.
- Jak mam się zachować, po stracie dziecka!? - zerwała się z łóżka i podniosła głos - Jak ty byś się zachował, gdybyś stracił jedną z najbliższych ci osób!?
- Nie o to mi chodziło - wbił wzrok w podłogę.
- Więc o co? No wytłumacz mi, bo cię nie rozumiem!
- Staram Ci się powiedzieć, że nie potrzebnie się martwisz tym wszystkim. Przecież da się z tym coś zrobić.
- No oczywiście, przecież ty masz takie problemy, i wiesz jak sobie z nimi poradzić. Daj mi spokój. - podeszła do drzwi, jednak Kevin podbiegł do niej i zdążyła ją złapać za rękę.
- Poczekaj.
- Na co mam czekać? Aż powiesz mi, że przydałby mi się psycholog, żeby sobie z tym poradzić? Jeszcze dzisiaj mówiłam dziewczyną co mi się stało. Powiedziałam ile dla mnie znaczysz, że jesteś niesamowity i cudowny, bo mi bardzo pomogłeś. Pomagaj tak dalej, a rozpieprzy to o co tyle walczyłeś! - krzyknęła i wybiegła z pokoju. Wzięła torby z zakupami i szybko ruszyła w stronę jej hotelu. Nie nadążyła ocierać łez. Kevin nie mógł zrozumieć, dlaczego zaczął jej mówić takie bzdury. Chciał tylko pomóc, a zrobił krok, który mógł zniszczyć to o co tyle walczył.


Moim skromnym zdaniem najlepszy rozdział jaki napisałam :D No ale sami oceńcie w komentarzach :)

piątek, 8 sierpnia 2014

17. 'To rozbierz się i łachów pilnuj.'

Kiedy Lisa z Kevinem wrócili do hotelu praktycznie w ogóle się nie rozstawiali. Albo spędzali czas w jej hotelowym pokoju, albo w domu Kevina. Campo Bahi było oddalone od hotelu Lisy o 300 metrów. Kevin swój dom dzielił ze Schweinsteigerem, Neuerm, Ginterem, Höwedesem i na Lisy szczęście z Draxlerem. Pocieszne dla wszystkich piłkarzy było to, że nie dostawali zakazów spotykania się ze swoimi partnerkami i innymi członkami rodziny, dlatego poza ciężkimi treningami mieli dla nich sporo czasu.
Późnym wieczorem Lisa leżała w łóżku w jednym w trzech pokoi oglądając podsumowanie pierwszego dnia mundialu. Nikt nie wątpił w to, że Brazylia wygra ten mecz, więc tak naprawdę nie było czego słuchać. Jedyne co można było powspominać to samobój Marcelo. Lisa była bardziej zajęta swoim głosem w myślach, niż tym co mówili w telewizji. Nie było żadną zagadką to o czym myślała. Zapragnęła mieć dziecko, chciała znów poczuć, że ma swój najukochańszy skarb przy sobie. Przecież jeszcze nie tak dawno Marco cieszył się, że będzie wujkiem. A gdyby przeżyło? Byłoby teraz tutaj, razem z nią. Nigdy nie spodziewała się, że los wybierze akurat ją. Jednak to była cała Lisa, nie płakała, nie zagłębiała w sobie tego tematu jeszcze bardziej. Wiedziała, że przecież kiedyś musi się udać. Zaczęła oddalać od siebie ten temat, jednak Marco też jej trochę w tym pomógł, bo właśnie odbierała od niego telefon.
- Już tęsknisz co? - powiedziała uśmiechając się.
- Za tobą zawsze, tylko, że tym razem mam inną sprawę, niż zwykła pogadanka. Lisa! - krzyknął uradowany - Lil przyznała się na komisariacie, musi oddać mi wszystkie pieniądze, na szczęście nie zabrała ich dużo. Dzięki temu unikniemy sprawy w sądzie.
- No widzisz, wiedziałam, że wszystko szybko się wyjaśni! Jak tylko wrócisz z Brazylii zabieram cię na jakieś wakacje, bo gdyby nie ty, to nie wiem jakby się to skończyło.
- Wakacje mówisz? Masz jakieś plany?
- Jeszcze nie, palnąłem to na szybko.
- Spokojnie Reusy, kolacja wystarczy.
- Weź włącz video rozmowę.
- Nie masz co oglądać, leże w łóżku bez makijażu.
- Tym bardziej - Lisa przystała na jego propozycje i włączyła kamerkę w telefonie.
- Dużo lepiej wyglądasz!
- Nie sądzę.
- Czekasz na Grosskreutza? Taką seksowną piżamę założyłaś, że chyba coś się zapowiada.
- On to chyba już śpi, w końcu Kevin lubi wypoczywać, zresztą jest po 23, a jutro z rana mają trening.
- Czyli to nie Grosskreutz? Spokojnie, mi możesz powiedzieć.
- Löw...
- Od kiedy gustujesz w starszych? - zaśmiał się.
- Od dzisiaj.
- Idź lepiej spać, bo to słońce w Brazylii chyba ci źle na mózg działa.
- Spierdalaj, będziesz chciał w fife pograć.
- Nie no dobra, przepraszam.
- Teraz to wiesz co możesz - prychnęła - Sajonara! - rozłączyła się.
Uwielbiała rozmowy z Reus. On jak nikt umiał ją pocieszyć nawet w najmniej odpowiednich momentach. Leżała, przez chwilę trzymając telefon w rękach i sprawdzając coś na instagramie, kiedyś dostała dwa smsy na raz. Jeden był od Draxlera, drugi od Marco. Najpierw przeczytał ten od Marco: Zatrzasnę cię w mojej sypialni, bylebyś tylko pograła ze mną w fife. Nie zastanawiając się długo odpisała: Ja wrócę to wykupię cię do Schalke, dobranoc ;* ;* ;*. Spodziewała się reakcji Reusa i była pewna, że już jej nie odpisze, bo zawsze kiedy pisała, że wykupi go do Schalke, Marco rezygnował z rozmowy wiedzą, że ulegnie Lisie. Po chwili przeczytała sms od Juliana: Weź przyjdź, nudno tu, Kevin, Schweini i Manu śpią, Matthias i Höwe wyszli,  a ja siedzę sam :C. On również nie czekał długo na odpowiedź: Siedzę w piżamie, w życiu się stąd nie ruszę. Jednak po dłuższym oczekiwaniu na odpowiedź, Lisa nie dostała jej. Pomyślała, że może Julian poszedł spać, skoro nie miał co robić, jednak chyba się myliła. Po jakiś pięciu minutach, ktoś zapukał do jej pokoju.
- Proszę! - powiedziała i zakryła się cała kołdrą . Julian wszedł powoli i zamknął za sobą drzwi. - Mówiłam ci coś? W piżamie jestem!
- Spokojnie, nie mam zamiaru cię rozbierać.
- Siedź sobie, rób co chcesz, ale ja nie wyjdę spod tej kołdry.
- Dlaczego?
- Bo jestem bez makijażu, a nikt oprócz Kevina i Marco nie wie i nigdy się nie dowie jak wyglądam.
- Nie chcesz to nie wychodź, nie wytrzymasz tam długo.
- Nie możesz przyjść jutro?
- Nudzi mi się.
- To rozbierz się i łachów pilnuj.
- Jak mówisz, że przestanę się nudzić to ok.
- Nie, przestań, żartowałam.
- Koszulkę już zdjąłem, szorty też, więc może wyjdziesz? Bo jeszcze jedna rzecz i będę zupełnie nagi.
- A co, jeśli Kevin teraz wejdzie?
- Śpi, a chyba dobrze wiesz, że jak on śpi to go nic ani nikt nie obudzi.
- Dobra, ubierz się z powrotem,  może wyjdę. - dlaczego on musiał być zawsze taki upierdliwy, pomyślała Lisa.
- Szorty założyłem, koszulkę założę jak wyjdziesz.
- Niech ci będzie - sama się zdziwiła, dlaczego tak szybko mu uległa. Odkryła kołdrę do połowy nie pokazując swojej piżamy, która niebyła odpowiednia. Zakryła szybko twarz rękoma.
- Lisa, uważasz, że tak będziemy rozmawiać? - założył koszulkę - Daj spokój, na pewno nie wyglądasz źle.
- Ech, żebyś się nie zdziwił - opuściła ręce i spojrzała na Juliana. Naprawdę irytowało ją to, że musi pokazywać się komuś bez jakiegokolwiek makijażu. Makijaż to była jej pewność siebie, której nabrała jeszcze więcej po stracie dziecka i partnera. Reakcji Draxlera obawiała się i wcale nie zdziwiła się, że patrzył się na nią z otwartą buzią i wielkimi oczami. - Mówiłam, że nie chcę, to teraz masz, będą ci się koszmary w nocy śniły. - spuściła głowę w dół.
- Nie, nie o to chodzi! Przecież - wstrzymał oddech zanim coś powiedział - ty wyglądasz cudownie! Masz idealną urodę, dlaczego ty to ukrywasz pod toną tapety?
- Daj spokój, nie będę o tym rozmawiać. Przywykłam już do tego, że nikt nie pochwala tego, jak teraz wyglądam więc może zmienimy temat?
- To wcześniej inaczej wyglądałaś?
- Jezu Julian proszę cię, skończmy już ten temat! Tak inaczej wyglądałam, nie malowałam się aż tak bardzo, inaczej się ubierałam, starczy? Naprawdę mógłbyś już wyjść? Nie mam już dziś ochoty na nic. - znów schowała się pod kołdrę. Nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo się zdenerwowała, zwykle panowała nad emocjami i wszystko znosiła w sobie, jednak nie miała siły już wracać to tych wszystkich wydarzeń po raz kolejny jednego dnia. Julian najwyraźniej zrozumiał, bo przestał zadawać pytania. Myślał tylko o tym, że nie bez powodu Lisa naskoczyła na niego, kiedy zapytał ją o taką błahostkę.
- Jak chcesz, gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. - podszedł do drzwi i nacisnął na klamkę, kiedy Lisa ponownie się odezwała.
- Julian?
- Tak? - wyczuł, że zaczęła płakać.
- Obudź Kevina i poproś, żeby... Albo nie, nic mu nie mów, nie powinnam go martwić przed mundialem. Idź już, śpij dobrze. - pociągnęła nosem.
- Dobranoc - rzucił i wyszedł. Lisa nie chciała martwić Kevina, a zmartwiła Juliana, który naprawdę bardzo ją polubił i nigdy nie widział żeby płakała. Ba, przecież ona zawsze była szczęśliwa! Jednego był pewny, coś ją męczyło bo przecież kto normalny reaguje takie kiedy powie mu się o makijażu. Natomiast Lisa nie miała już sił do tego wszystkiego. Tak bardzo pragnęła mieć przy sobie synka o którym zawsze marzyła, że nie znosiła powrotu do tego wszystkiego. Daj sobie teraz z tym spokój, musisz wziąć się w garść, myślała. Nie teraz, nie teraz, kiedy najbliższa ci osoba spełnia największe marzenia.


Mieszanka emocji, nie wiem czy dobrze to zrobiłam, sami się przekonajcie i podzielcie się opinią w komentarzu :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

16. 'Czasami zastanawiam się czy nie szybko'

Cztery dni do meczu, a Lisa już się bardo stresowała. Siedziała w swoim pokoju hotelowym i wypakowywała rzeczy z walizki, w tle leciał mecz Brazylii z Chorwacją. Większość z tych rzeczy to koszulki Niemiec, jakieś dodatki, szaliki, czapki, lubiła ubierać się jak kibic na mecz, a nie tak jak niektóre WAGs. Rozpakowując resztę rzeczy, ktoś zapukał do jej drzwi.
- Proszę! - jej głos rozległ się po całym pokoju. Do środka wszedł Kevin. Lisa od razu rzucała mu się na szyję, nie zważając na to, że nie zamknął drzwi.
- Tęskniłem - obrócił ją trzy razy w powietrzu.
- Ja też - stanęła na ziemi i pocałowała go.
- Co ci tak zimo? Przebieraj się i idziemy na plażę.
- W Dortmundzie nie było aż tak ciepło. - wyjęła stylową koszulę na ramiączka i krótka czarną spódniczkę  skórzaną. - Zamknij te drzwi no, w lesie mieszkasz?
- Czy mój dom przypomina Ci las? - zamknął je w końcu.
- Raczej ekskluzywny dom kibica, a nie piłkarza. - szybko się przebrała.
- Lisa, poczekaj chwilę - Kevin wziął ją za rękę i usiedli na kanapie. - Po co ci ten makijaż? Dlaczego nie możesz po prostu wrócić do swojego starego wyglądu?
- Lepiej się czuję teraz, uwierz mi. Zresztą znów zaczynasz ten temat. Powiedziałam Ci już, że nie zmienię tego jak wyglądam.
- Ale zrozum, że jesteś piękniejsza kiedy kładziesz się przy mnie w nocy. Bez tego nadmiernego makijażu i bez wyzywającego stroju.
- Sugerujesz, że mam mało wyzywający strój kiedy śpię z tobą? Mogę to zmienić - Kevin mimo wszystko zaśmiał się. - Przestań już pieprzyć o tym makijażu i chodźmy w końcu. Chcę zobaczyć tą piękną plażę. Skoro macie teraz wolne od treningów i możecie robić co chcecie, to weźmy Lisę i Romana, bardzo ją polubiłam.
- Nie martw się, zadbałem już o to wcześniej. - wyszli z pokoju hotelowego i zeszli na dół. Przy recepcji stał Roman z Lisą. Od razu podeszli do nich.
- Zawsze, ZAWSZE musisz się spóźniać Grosskreutz. Następnym razem jak będziesz nam kazał zejść za pięć minut to powiedz od razu, że to pięć minut będzie trwało o dziesięć dłużej. - Roman wrzeszczał na Kevina, kiedy Lisa witała się ze swoją imienniczką.
- Nie przejmuj się, wcale się nie nudziliśmy, wy jak sądzę też nie.
- Jak mnie dorwał tak się nie mógł oderwać.
- Cały Kevin! Ej Draxler się na nas patrzy, chociaż bardziej stawiałabym, że na Ciebie - zaśmiała się. Lisa rozejrzała się dokoła i po prawej stronie zobaczyła Juliana, który rozmawiał z Höwedesem. Właściwie to Benedikt coś mówił, a Julian najwyraźniej go nie słuchał. Lisa pomachała do niego i zrobiła wyraźny krok w jego stronę jednak on uśmiechnął się tylko i dał jej do zrozumienia gestem ręki, że ma zostać. - O co mu chodzi?
- Właśnie nie wiem do końca, ale nie ważne. Chodźmy może już. - powiedziała, jednak chłopaki byli dalej zajęci rozmową, więc weszła pomiędzy nich. - Cześć Roman - stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
- Może lepiej już pójdźmy - Kevin odciągnął Lisę za rękę.
- Zazdrosny? - Lisa i Roman zaczęli się śmiać.
- O niego mam być zazdrosny, błagam cię - parsknął ironicznym śmiechem.
- Dobra ja to sobie zapamiętam, nie dam ci już nigdy rękawic jak dostanę czerwoną.
- Nie już, przepraszam Roman nie rób mi tego. Wiesz jak cudownie stało się na bramce?
- Z nimi jak z dziećmi!
Przez najbliższe kilka minut byli pochłonięci rozmową, prawie cały czas się śmiali. Lisa szła brzegiem plaży trzymając Kevina za rękę. Zaczęła rozmyślać nad wszystkim możliwym, skupiając się na dwóch osobach. Nie mogła uwierzyć w to, że rok temu była w Londynie z mężczyzną, z którym planowała całe życie. A teraz? Jest zupełnie z kimś innym, w zupełni innym miejscu. Jednak była w stu procentach pewna, że jest to właściwa osoba.
- O czym tak myślisz? - zwrócił się do niej Kevin, kiedy Lisa z Romanem oddalili się nieco od nich.
- O nas. Nie sądziłam, że wszystko się zmieni. Strasznie szybko pozbierałam się po tym co przeszłam w ciągu tego roku. Czasami zastanawiam się czy nie szybko...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wiedziałeś kiedyś osobę, która w ciągu roku została zdradzona przez wieloletniego partnera, straciła dziecko. na nowo związała się z kimś innym i zaczęła nowe życie?
- Chcesz powiedzieć, że nie powinniśmy być razem?
- Nie, nie to miałam na myśli.
- A co? Bo to wynika z twojej wypowiedzi. - lekko się zdenerwował i puścił Lisę.
- Oj przestań, nie o to mi chodzi. Zastanawiałam się długo, czy poprawnie jest się wiązać z nowo poznaną osobą, zaledwie po pół roku od poprzedniego, poważnego związku. Ale po kilku miesiącach naszego związku, stało się dla mnie jasne, że naprawdę cię kocham i jesteś dla mnie ważny. - usiadła na piasku. Kevin zrobił to samo. - Mam nadzieję, że nie zepsuję tego.
- A dlaczego miałabyś to zepsuć?
- Sama nie wiem, chociażby tym, że się zmieniłam strasznie, nie musisz tego akceptować.
- Lisa - Kevin złapał ją za rękę i położył ją na sobie - niczego nie zepsujesz. Kocham cię i może nie podoba mi się to jak wyglądasz teraz, ale to nie jest ważne. Dla mnie najważniejsze jest twoje wnętrze, a to najpiękniejsza rzecz jaką mogłabyś mieć. Nie znam drugiej takiej kobiety, która byłaby tak bardzo silna jak ty. - wzruszyło ją to co powiedział. Stało się dla niej jasne, że nie ma się czego obawiać. Kochała go i wiedziała, że jest przy nim bezpieczna. Dzięki temu była najszczęśliwszą osoba na świecie.


Proszę bardzo, kolejny rozdział. Oby wam się spodobał, mam nadzieję, że skomentujecie, jakby coś, można z admina :) 

poniedziałek, 28 lipca 2014

15. 'Zmądrzałeś wcześniej niż przypuszczałam'

Kiedy rodzice Marco wyszli, nastąpiła długa cisza. Ani Lisa. ani Marco nie chcieli się odzywać. Ona myślała głownie o jednym. Dlaczego Marco jest aż tak głupi i uległ manipulacji Lil? Natomiast on miał teraz przeróżne myśli. Właściwie to zaczął zastanawiać się czy aby Lisa, Kevin i jego rodzicie nie mieli racji. Jednak z drugiej strony nie mógł przyjąć do świadomości tego, że mogła by to zrobić Lil.
Lisa nie wytrzymała i po kilku minutach ciszy usiadła na drugim końcu kanapy na której leżał Marco.
- Po co to wszystko? - zaczęła.
- Co wszystko?
- Dlaczego myślisz, że to ja?
- Bo ufam Lil.
- Czyli mi już nie ufasz? - zabolały ją słowa Marco.
- Nie to miałem na myśli.
- A co? Marco, dlaczego się tak zachowujesz wobec mnie? Przecież to się w ogóle nie zgada. Skąd miałabym narkotyki? Przecież podobno Lil przestała brać, prawda? Więc nawet jeśli miałaby je gdzieś to zapewne tylko ona wiedziałaby, gdzie je ma. Zresztą ustalaliście, że możecie spróbować być razem jeśli ona zapewni ci, że przestanie brać.
- No właśnie, zapewniła.
- Ty dalej nic nie rozumiesz? Wiem, że się w niej zakochałeś, jednak spójrz na to z mojej strony. Kobieta zna kobietę bardziej niż mężczyzna. Wiem co ona próbuje zrobić, więc dlaczego nie chcesz mi zaufać? Chcę, żebyś był szczęśliwy, tak jak do tej pory.
- Jestem szczęśliwy. - zaczął obracać w rękach portfel, który wziął właśnie ze stolika, żeby się czymś zająć.
- Nie mając przyjaciół nie zyskasz szczęścia.
- Mam miłość - Lisa była już na skraju wyczerpania. Gdyby wiedziała jak będzie wyglądać ich rozmowa, nie przyszłaby do niego.
- Byłeś dla mnie jak brat. Teraz to już sama nie wiem kim dla mnie jesteś. Wiem, że jakbyś miał wybrać między mną, a nią to i tak...
- Cholera! - przerwał jej wypowiedź dziwnym krzykiem - Pieniądze zniknęły.
- No i dalej będziesz się upierał, że to nie ona? Ile miałeś?
- Coś około 500 euro, karty kredytowe, kurwa, aż trzy miałem, wszystkie zniknęły.
- Przeszukaj jej rzeczy.
- Ona nic u mnie nie ma, jakoś nie ciągnęło jej do mieszkania ze mną.
- A zna twój pin do karty?
- Nie mam pojęcia, ale raczej nie.
- Zobacz wyciągi z bankomatu, przelewy, zakupy, cokolwiek. Trzymaj - podała mu laptopa. Przeglądał coś przez chwilę, później zamknął laptopa, odłożył go na stolik, zdjął nogę z kanapy i usiadł wyprostowany. - Wypłaciła 500 euro. Więcej nie mogła bo mam limit ustawiony, wiesz dobrze.
- Zadzwoń na policję, zgłoś kradzież, złapią ją, nawet jak się wyprze to jakieś tam dowody będą. - Marco wziął telefon do ręki, jednak zanim wykręcił numer alarmowy, ktoś do niego zadzwonił.
- Halo? - Lisa zaczęła się przysłuchiwać rozmowie, nie słyszała osoby z drugiej strony telefonu. - Nie, nic takiego nie miało miejsca. Rozumiem, zaraz się z panią skontaktuję.
- O co chodzi?
- Dzwoniła babka z banku. Czujesz to, że Lil tam poszła i powiedziała, że jesteśmy spokrewnieni? Podobno chciała wypłacić wysoką sumę.
- No widzisz, masz już dowód. Teraz możesz zadzwonić na policję.
Marco ponownie wziął telefon i zaczął rozmawiać. Na ustach Lisy pojawił się uśmiech satysfakcji. W końcu Reus zostawi osobę, która tylko przeszkadzała mu ostatnio w życiu i nareszcie się pogodzą. Nie sądziła jednak, że nastanie to tak szybko, jak jednak widać, szczęście jej sprzyjało.
- Usiądź obok mnie - powiedział Marco kiedy skończył rozmawiać. Lisa przesunęła się na kanapie i oparła się o Marco. Reus objął ją ramieniem - Przepraszam Cię.
- Zmądrzałeś wcześniej niż przypuszczałam.
- Głupi byłem, że Ci nie wierzyłem, powinienem od razu wiedzieć, że nigdy byś mi czegoś takiego nie zrobiła.
- Czasami to twoje nogi mają więcej rozumu niż mózg.
- Tak, wiem... Zastanawiam się co teraz zrobię, bo ja chyba naprawdę coś więcej do niej czułem.
- Szybko się odkochasz,  już ja tego dopilnuję. - zaśmiała się.
- Ej, ale wybaczysz mi, prawda? - poczochrał ją po włosach.
- Nie powinnam, bo zraniłeś mnie, bardzo.
- Nie było widać tego po tobie.
- A czy po mnie cokolwiek widać? Dobrze mnie znasz i wiesz, że zawsze jak coś się dzieje, to wiedzą o tym nieliczni, albo trzymam to w sobie.
Rozmawiali bardzo długo, aż do przyjścia policji. Lisa przecież kochała Marco jak brata i nigdy nie zdarzały im się tak poważne kłótnie. Może nie trwało to długo, jednak było bolesne, szczególnie dla Lisy.
Plan na następny dzień był bardzo prosty. Lisa z samego rana spakowała wszystkie rzeczy na wyjazd, posiedziała chwilę z rodzicami i po godzinie 13 poszła do Marco. Chcieli zadzwonić do Kevina, żeby i on pogodził się z Marco. Lisa samolot do Brazylii miała dopiero o 19, także do tej pory było jeszcze sporo czasu.
- Marco, bierz laptopa, dzwonimy do Kevina - Lisa wpadła do domu Reusa.
- A może tak na początek 'Cześć Marco, tęskniłam za tobą, daj buziaka'?
- Buziaka to co najwyżej ty mi możesz dać. - usiadła obok niego i go przytuliła.
- Wiesz, że będzie sprawa o jej kradzież?
- To było do przewidzenia, szkoda tylko, że nie ma nikogo, kto zeznawałby na jej korzyść. W każdym bądź razie później się o to pomartwimy. Mam tylko nadzieję, że nikt z mediów się nie dowie.
- Ja też. Dobra, dzwonimy. - Otworzył laptopa, nacisnął na ikonkę skype i od razu pojawił się dostępny Grosskreutz. Zadzwonił.
- Zapewne będzie zdziwiony, że dzwonisz. Nic mu wczoraj nie mówiłam.
- To dobrze, jemu też należą się przeprosiny. - Kevin własnie odebrał.
- Cześć kochanie - Lisa zaczęła pierwsza, bo nie spodziewała się, że któryś z chłopaków zacznie rozmowę i miała rację.
- Co on tutaj robi?
- Kevin, daj spokój. Wszystko sobie wyjaśniliśmy, Marco zmądrzał szybciej niż myśleliśmy.
- No i co mam ci powiedzieć? - zwrócił się do Marco - Dalej jesteś dupkiem, jak mogłeś myśleć, że to wszystko to wina Lisy? Znam ją dużo krócej niż ty, a umiałem jej zaufać.
-Kevin, ale...
- Lisa, daj spokój, wiem o co mu chodzi i co teraz czuje. Niech sobie powjeżdża na mnie, zniosę to jakoś. - przez chwilę panowała cisza, po czym Lisa zaczęła się śmiać. Jednak żadnego z nich to nie ruszyło, więc Kevin przez dobrych pięć minut wyzywał Marco od najgorszych. Kiedy już przestał, Reus opowiedział mu całą historię. Później Kevin znów wygłosił swoją przemowę na temat tego jaki był głupi, że zaufał jakiejś narkomance.
- Tęsknię za Tobą - Lisa przerwała ich rozmowę.
- Ja za Tobą też. Już niedługo.
- Proszę was, wiecie, że nie mogę tam być.
- Wybacz Marco.
- Brakuje nam tu Ciebie, ale zobaczysz wygramy ten mundial!
- Trzymam za was kciuki.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę. Jednak Lisa musiała już wracać i przygotować się na odlot. Bardzo się cieszyła, że poleci do Brazylii. Nigdy tam nie była, a zachwycało ją to państwo. Już nie mogła się doczekać.


Jak widzicie, szybko się wszystko wyjaśniło. Nie chciałam tego przeciągać, później będzie jeszcze ciekawiej :D Mam nadzieję, że wam się podoba. Komentujcie :)

środa, 23 lipca 2014

14. 'Nie znasz się Lisa. Lubię na siebie patrzeć'

- Po co ci te zdjęcia? Nie starczają ci te wszystkie co robią na początek sezonu albo do jakiejś gazety?
- Nie znasz się Lisa. Lubię na siebie patrzeć - Draxler zaśmiał.
- Jeszcze mundial zaraz masz, też będzie masa zdjęć. Próżny jesteś.
- Nie prawda, po prostu uważam, że jestem przystojny, miły, zabawny, czarujący...
- ... głupi, zarozumiały, BARDZO skromny - Lisa dodała z sarkazmem. Miała dzisiaj bardzo dobry humor, mimo tego, że Marco doznał kontuzji i nie będzie mógł zagrać na mistrzostwach. Martwiła się o niego, chociaż dalej byli pokłóceni.
- I tak mnie kochasz - uśmiechnął się zadziornie.
- Wybacz, zostanę przy Kevinie.
- W Brazylii pochodzimy trochę, muszę mieć kilka pamiątek.
- Jak byś nie mógł zrobić sobie kilka selfies.
- Wolę profesjonalne zdjęcia - puścił jej oczko.
- Dobra, zamknij się już, do roboty się weź. Stań prosto, lewą rękę wyciągnij przed siebie.
- Tak dobrze?
- A piłkę gdzie masz?
- A może dzisiaj z jakimś innym rekwizytem popracujemy? - wyjął różę z wazonu i uklęknął. Lisa robiła mu zdjęcia, jedno po drugim. Bardzo polubiła Juliana, jednak uważała, że jest bardzo bezczelny.
- O której jutro lecisz do Brazylii?
-  Lecę dopiero pojutrze. I tak mecze są dopiero za 4 dni, nie potrzebujesz mnie, nie?
- Ty i tak masz więcej wolnego niż dni w pracy - zaśmiał się - Przecież jak jesteśmy tutaj, to mogę do ciebie dzwonić zawsze bo i tak przyjedziesz.
- Daleko nie mam, zresztą to moja praca. Jeśli chcesz wiedzieć to przyjeżdżam do Ciebie bardziej dlatego, że się zaprzyjaźniliśmy niż dlatego, że u Ciebie pracuję.
- Aż tak bardzo się do mnie przywiązałaś?
- Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo polubię piłkarza Schalke. Zostaw ich, idź do klubu który lubię.
- No nie wiem, na razie raczej ich nie opuszczę. Kocham ten klub.
- Ech, zły Julian, zły...
- Co zamierzasz robić przez następne dwa dni? - zmienił temat.
- Jeden dzień z rodzicami, drugi u Marco, o ile... No tak - Lisa westchnęła, na co Julian od razu zareagował.
- Coś się stało?
- Nie, nic...
- No przecież mi możesz powiedzieć. - Lisa usiadła na kanapie obok Juliana.
- Pokłóciliśmy się ostatnio.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Prawda, ale nie wyglądało to na zwykłą przyjacielską kłótnie, było dużo gorzej niż zwykle.
- Zawsze uważałem, że kiedy chłopak kłóci się z dziewczyną, to zazwyczaj większa wina w tym chłopaka.
- Możliwe, jednak odkąd znalazł sobie dziewczynę jest zupełnie inny.
- Jak to? Ma kogoś? Nie chwalił się.
- Ta, typowa laska, która uwiodła piłkarza, żeby mieć kasę i zdobyć sławę. Proszę cię, nienawidzę jej. Spędza z nią każdą wolną chwilę, nie ma kompletnie czasu dla nikogo. Ostatnio przez nią nie przyszedł na trening. - Lisa nie chciała mu mówić o narkotykach. Znała go dopiero trzy miesiące, nie wiedziała czy może mu do końca zaufać.
- No nie było ciekawie. Löw się zdenerwował. Dzwonił do niego, nie odbierał, później na nas się wyżył.
- Och... Nie mam już siły do niego. - spuściła głowę.
- Nie martw się - przytulił ją - wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.
- Mam nadzieję...



Dzień z rodzicami wyglądał w sumie tak samo jak każdy. Lisa kochała swoich rodziców bardzo, starała poświęcać się im dużo czasu. Jednak tęskniła za Marco i to bardziej niż zwykle. Nie chciała dłużej czekać, jeszcze chwila i zwariowałaby. Założyła koturny i wyszła z domu, puszczając uszami to co przed chwilą powiedzieli jej rodzice. Ciągle ta sama gadka. Zbyt wyzywająco się ubierasz, mogłabyś to zmienić. Kiedyś lepiej wyglądałaś, teraz robisz się na jakąś lafiryndę. Jej rodzice kompletnie nie akceptowali tego, co zrobiła ze swoim wizerunkiem, zresztą nie tylko oni. Zawsze ładnie ubrana, piękna sukienka, lub inny elegancki strój. Od niedawna same mini, wyzywające dekolty, ostry makijaż, lubiła tą metamorfozę. Zaczęła myśleć o tym co powiedzieć Marco, kiedy już jej otworzy. Ba! O ile w ogóle otworzy. Miała tylko nadzieję, że będzie sam. Wprowadziła kod do mieszkania Ruesa i już miła wejść do domu, kiedy w drzwiach stanął ojciec Marco. Lisa odetchnęła z ulgą. Państwo Reus zawsze byli wobec niej bardzo mili, więc miała przynajmniej pewność, że uda jej porozmawiać, jak nie z Marco to z nimi.
- Yyy, a pani to do kogo? - Lisa wytrzeszczyła oczy. Myślała, że pan Thomas sobie z niej żartuje. Jednak po chwili zorientowała się, że nie widzieli się ponad 5 lat, a przecież ostatnio dużo pozmieniała w swoim wyglądzie.
- Lisa Bochmann, proszę pana - uśmiechnęła się szeroko. Znała się z rodzicami Marco bardzo dobrze, jednak po mimo nalegań nigdy nie zwróciła się do nich na 'ty'.
- Matko kochana! Marco nic nie wspominał, że wróciłaś. Strasznie się zmieniłaś. - zmarszczył czoło.
- Długa historia, mogę wejść?
- Pewnie, śmiało, Manuela jest w środku, ja muszę na chwilę wyjść, się przewietrzyć. - nie wyglądał na zadowolonego. Czyżby Marco już coś wspomniał o Lil? Weszła do salonu. Marco siedział opaty o ramię kanapy z nogą w gipsie wyciągniętą ku drugiemu ramieniu.
- Martwię się o Ciebie Marco. - mówiła Manuela, która stała przy oknie.
- Ależ kompletnie nie ma potrzeby, świetnie sobie radzę.
- Przez ostatnie dwa miesiące nie dawałeś znaku życia.
- Naprawdę wszystko jest w porządku - upierał się Marco. Najwyraźniej nike nie spostrzegł tego, że Lisa weszła do środka, więc przerwała ich rozmowę.
- Dzień dobry! - powiedziała optymistycznie. Manuela i Marco automatycznie odwrócili się w jej stronę.
- Co ty tu robisz? Nikt cię nie zapraszał. - Marco powiedział oschle.
- Lisa? To ty? - mam Marco bardziej pamiętała Lisę niż jego tata.
- Tak to ja. - uśmiechnęłam się.
- Nic nie mówiłeś, że wróciła. Chodź tu do mnie, muszę cię wyściskać! - pani Manuela przytuliła mocno Lisę. - Zmieniłaś się bardzo.
- Możesz nie wyjść?
- Marco co się z tobą dzieje? Przyjaźnicie się od dziecka, a ty tak po prostu ją wyrzucasz?
- Mam chyba swoje powody.
- Dobrze w porządku, wyjdę, ale najpierw zrobię swoje. Nie zostawię tak tego. Jeśli nie chcesz pomocy od przyjaciół to może rodzina ci pomoże.
- O czym ty mówisz? - Manuela zapytała Lisę.
- Marco państwu nic nie powiedział, prawda?
- Zamknij się do cholery! - przez chwilę Lisa zastanawiała się czy Marco nie jest znów pod wpływem narkotyków, ale później zrozumiała, że Lil go strasznie zmieniła. Nigdy nie zachowywał się tak w stosunku o niej.
- Co tu się dzieje? - Thomas wrócił do domu.
- Marco ewidentnie coś zrobił o czym nie chce nam powiedzieć, jednak Lisa chyba zna historię.
- Więc opowiadaj.
Lisa zaczęła swoją historię. Opowiedziała wszystko dokładnie zaczynając od tego, jak Marco zawsze był czymś zajęty kiedy do niego dzwoniła, kończąc na jego ostatnim ataku i oskarżeniach. Oczywiście nie obyło się bez przerywania Reusa, który wcinał się co słowo, do czasu kiedy jego ojciec nie zwrócił mu uwagi. Rodzice Marco byli wyraźnie zaniepokojeni jak i zdziwieni. Zresztą nie ma się im co dziwić. Piłkarz, który bierze narkotyki? To nie szło w parze.
- Ty jesteś chyba jakiś chory na umyśle! Jak ty chcesz dalej grać w piłkę? Chcesz zmarnować sobie życie? Marco co ty robisz do cholery!?
- Tato... To było tylko raz.
- Ale to się może powtórzyć, sam dobrze wiesz, że każdy kiedy próbuje, ciągnie go dalej.
- Tylko, że ja sam tego nie wziąłem, Lisa wam przecież powiedziała, że mi to wrzuciła.
- Powiedziała, że twoja dziewczyną sama to zrobiła, a ją o to oskarżyła, więc nie przekręcaj tego!
- Ja jej nie wierzę.
- Nie wierzysz osobie z którą przeżyłeś do tej pory całe życie, a wierzysz komuś kogo znasz zaledwie kilka miesięcy? - Manuela wściekła się na Marco.
- Spokojnie, raz mi to powiedział i zdążyłam do tego przywyknąć. Kevin powiedział, że on jest strasznie zakochany, dlatego widzi wszystko co złe w innych, a nie w tym w kim powinien widzieć.
- Myślałem, że chociaż on mi został, bo na was widzę, że nie można już liczyć.
- Jak zmądrzejesz to dopiero będziesz mógł na nas liczyć. Wpadniemy do Ciebie kiedy indziej, myślę, że powinieneś porozmawiać z kimś, równie ci bliskim. Trzymaj się Lisa - Manuela puściła jej oczko - Odezwij się czasem - i wyszła razem z mężem z domu syna.


Macie drugi rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba, liczę na komentarze, to motywuje.Więc tak, jest mała zmiana w pierwszym, pisałam tamten rozdział dawno i ze względu na moje uczucia do Lewego, wzięłam go tam jako piłkarza nielubianego przez Lisę. Na szczęście nie ma go i zmieniony został na Hummelsa, pierwszy lepszy.  Zapraszam :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

13. 'Zakochał się na zabój'

3 czerwca 2014, Dortmund

Ludzie popełniają błędy, potem chcą je naprawić, przez co ostatecznie się zmieniają. Nie wiem czy ja tych błędów popełniłam dużo, ale najgorszym z nich było to, że się ciągle chowałam i nie chciałam sobie pomóc. Wiadomo przecież, że często słyszy się o kimś kto stracił dziecko. Jednak ludzie nie załamują się po tym i po raz kolejny starają się o nie. Jednak moja sytuacja, nie była taka prosta. Dlatego stwierdziłam, że może metamorfoza da mi więcej pewności w siebie. Zaczęłam ubierać  i malować się bardziej wyzywająco. Niestety nie podoba się to praktycznie nikomu, ale trudno, moje życie moje wybory. Nie interesowało mnie zdanie innych.
Stwierdziłam, że skoro zmieniam wszystko w życiu, to warto byłoby też znaleźć nową pracą. Szukałam w internecie przeróżnych ogłoszeń. Niestety nic mi nie przypadło do gustu. Na szczęście Reus pomyślał za mnie. Zapytał się fotografów Borussii czy nie potrzebują nikogo. W BVB mieli akurat komplet. Jednak fotograf jak to fotograf, wkręty ma wszędzie gdzie się da, szczególnie fotograf sportowy. Powiedzieli Marco, że w Schalke szukają osobistego fotografa dla Juliana Draxlera. Nie  zastanawiając się długo zawitałam w Gelsenkirchen i odwiedziłam swoich odwiecznych rywali. Byłam zadowolona bo mnie przyjęli. Od razu po rozmowie z prezesem Schalke poznałam Juliana, bardzo sympatyczny człowiek. Sama się sobie dziwiłam, że mogłabym kiedykolwiek pracować w klubie którego nigdy sympatią nie darzyłam. Jednak zawsze marzyłam o takiej pracy, nie ważne dla kogo.
Jedną tak naprawdę z najważniejszych rzeczy, która zdarzyła się w ciągu tych kilku miesięcy to owo sytuacja z  Marco. W końcu powiedział nam tajemnicę którą ukrywał od dawna. Jego nocne wypady do klubów skończyły się poznaniem nowej osoby. Osobiście mi się ona nie podoba. Ma na imię Cathrin, była modelką. Jednak wydaje mi się, że ta znajomość nie wróży dobrze. Dziewczyna ma problem z narkotykami. Boję się, że będzie chciała wykorzystać Marco i jest z nim tylko po to, żeby mieć kasę na dragi. W każdym bądź razie to życie Reusa. Niech robi co chce.
Przez ten okropny okres, wielkim wsparciem był dla mnie Kevin. To niesamowite jak bardzo pomógł mi człowiek z którym na początku nie umiałam się dogadać i którego uważałam za kobieciarza. Jest w tym momencie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nie miałam pojęcia, że nasze relacje mogą dojść do takiego stopnia. Mam nadzieję, że nie okaże się takim idiotą jak James. Kevin w końcu pomyślał, że warto by było przedstawić mnie zawodnikom z Borussii. Większość z nich była bardzo sympatyczna. Jednak od początku dwóch zawodników nie przypadło mi do gustu. Hummels i Bender - takie dwa dupki zadufane w sobie. Grosskreutz mnie przekonywał, że nie są tacy jak ich odbieram, ale jakoś mu nie wierzę. No cóż zobaczymy co będzie dalej.
Wszystko znów nabrało kolorów. Jedyne co mnie nie pociesza, to wyjazd Karen z Dortmundu do Austrii. Oczywiście, jej awans to genialna wiadomość, ale fakt, że po moim pięcioletnim pobycie w Londynie, byłyśmy ze sobą blisko niecały rok, nie pociesza ani trochę. Jednak to genialna szansa dla niej, mam nadzieję, że jej nie zmarnuje i rozwinie się.


Myślę, że to ostatni wpis tutaj. Zaczynam nowe życie, z kimś innym u boku, kto na pewno nie skrzywdzi mnie tak bardzo jak ten poprzedni. Zero wspomnień, zero złych myśli. Nabieram optymizmu, mam nadzieję, że bez żądnym zwątpień.

Lisa zamknęła swój dziennik i wiedziała już dobrze co z nim zrobi. Na pewno go nie zostawi. Nie chce go otwierać za kilka lat i znów wracać do tych koszmarnych dni. Spalić, bo co innego rozwieje człowieka, który tak bardzo ją skrzywdził? Lubiła zapisywać sobie ich wspólne przeżycia. Uśmiechała się, gdy później to czytała, ale nie teraz. Teraz to czas zupełnie inny. Nie chce go zmarnować w ani jednej sekundzie.
Siedziała w domu Großkreutz i czekała na jego powrót. Niedługo miał wrócić z treningu reprezentacji. Nie, nie mieszkali razem na razie, ale był w tym momencie dla niej najbliższy. Dzięki niemu poczuła, że życie dalej może ułożyć się pięknie, bez żadnych przeszkód. Byli razem już od pół roku. Lisa kochała go i miała nadzieję, że będzie tak już do końca.
Miała teraz tylko jedno zmartwienie - bała się o Marco. Nie akceptowała jego dziewczyny, której nie dało się inaczej nazywać niż narkomana. Naprawdę nie rozumiała tego jak taki rozsądny chłopak mógł się spotykać z taką osobą.
Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Nie spodziewała się nikogo innego poza Kevinem. A jednak, zdziwiła się bardzo kiedy zobaczyła Marco w salonie, który miał podbite prawe oko.
- Jezu, co ci się stało? - Lisa podbiegła do niego szybko i dotknęła jego policzka i powieki. Jednak on odepchnął jej rękę.
- Jest Kevin? - nie odpowiedział jej, nie chciał nic powiedzieć. Chwile panowała cisza, bo Lisa nie wiedziała co ma powiedzieć. Przecież Kevin był na treningu, na tym samym treningu, na którym powinien być Marco, a Marco tam teraz nie ma. - Pytam się do cholery czy jest Kevin!? - wrzasnął tak, że Lisa odsunęła się od niego. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Był rozwścieczony, nieopanowany.
- Jest na treningu. Ty też powinieneś tam być.
- W dupie mam to gdzie powinienem teraz być. Przed chwilą prawie zabiłem człowieka, rozumiesz!? - Lisę zamurowało. Nie wiedziała co ma zrobić. Marco usiadł na kanapie i zakrył się rękoma. - Nie wiem jak to się stało. On szedł i wpadł na mnie. - wziął pilota do ręki i rzucił nim o ścianę. Wydawał różne dziwne dźwięki jakby coś go bardzo zdenerwowało. Jego piski przerwał głos Kevin, który właśnie wszedł do domu.
- Wróciłem, kochanie! - Lisa od razu pobiegła w jego stronę. Przytuliła go mocno
- Kevin! - wrzasnęła - Marco jest coś nie tak. Siedzi na kanapie, ma podbite oko i mówi, że przed chwilą prawie zabił człowieka.
- Co ty mówisz? - Kevin zdjął torbę, rzucił ją w kąt i poszedł do salonu. Kiedy Marco go zobaczył od razu zaczął swój monolog.
- Kevin, musimy pogadać, teraz.
- Stary, spokojnie, najpierw powiedz, czemu cię nie było na treningu. Löw się porządnie wkurzył. Przez cieb...
- Przestań pieprzyć o tym treningu! Mam większe zmartwienia, rozumiesz? Chodź na górę, albo najlepiej wyjdźmy gdzieś.
- Przecież, możemy tutaj porozmawiać.
- Nie powiem Ci nic przy niej. - wskazał palcem na Lisę.
- Co ty mówisz? Przecież to jest twoja najlepsza przyjaciółka.
- Była przyjaciółka, a właściwie to wróg od niedawna. Chodź już - pociągnął go za bluzę i wyszli z domu.
Lisa była w szoku. Zaczęła płakać, kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Co takiego zrobiła Marco, że nazwał ją swoim wrogiem? Przecież przyjaźnili się od dziecka, prawie w ogóle się nie kłócili, a on nagle mówi jej coś takiego.
Natomiast dla Marco liczyła się w tym momencie tylko miłość, której chciał poświecić najwyraźniej wszystko.
- Kevin, ja... Chyba jestem lub byłem pod wpływem narkotyków
- Co takiego!? - Kevin krzyknął tak, że kilka osób odwróciło się w ich stronę. Na szczęście nikt ich nie poznał, bo mieli kaptury na głowach i byli schowani wgłąb bluzy.
- Nie wiem co mi było, chyba miałem po tym dziwne ataki, gadałem co popadnie, krzyczałem, piszczałem, coś takiego. Mam jakieś przebłyski. Tylko najgorsze w tym wszystkim jest to, że... że to wszystko przez Lisę.
- Jak to przez Lisę, co ty pieprzysz?
- Gadałem z Lil, powiedziała mi, że była wczoraj u niej Lisa, a właściwie u nas w trakcie naszego treningu i wzięła od niej kilka saszetek. Nie wnikałem w szczegóły. Zanim poszedłem do Ciebie, bo trochę to trwało zanim się uspokoiłem, Lil zdążyła jeszcze dodać, że Lisa rzuciła jej na pożegnanie 'Mam nadzieję, że wasz związek już długo nie potrwa' Nie wiem czy ona mi coś dosypała, czy co, ale była u mnie rano, gadaliśmy, pamiętam tyle, że piliśmy chyba sok pomarańczowy. Później ocknąłem się dopiero... chyba dopiero jak trafiłem do Ciebie. Właściwie to kompletnie nic nie pamiętam, oprócz tego, że w trakcie tej fazy, zacząłem gadać do siebie, że powinienem iść do Kevina i chyba dobrze się stało, że tutaj trafiłem. Nie wiem co robiłem cały dzisiejszy dzień... - Marco westchnął głęboko. Ciężko mu było uwierzyć, że jego najlepsza przyjaciółka mogła mu zrobić coś takiego.
- Nie, Marco, tego na pewno nie zrobiła Lisa. Jestem pewny. Raczej bardziej uwierzyłbym w to, że to Lil Cię okłamała.
- Großkreutz, błagam, kocham ją, nie mogłaby...
- Znasz ją kilka miesięcy, Lisę znasz całe życie, a uważasz bardziej Lil? Żałosny jesteś.
- Skąd masz taką pewność, że to wina Lil? Nienawidzisz jej i to tylko dla tego.
- Jak zmądrzejesz to zadzwoń, bo na razie chyba nie mamy o czym rozmawiać - Kevin odwrócił się i ruszył w stronę domu. Marco wykrzykiwał za nim jeszcze kilka zdań, ale ten go nie słuchał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Marco był przekonany, że to Lisa mu podrzuciła dragi. Przecież nie miał żadnych dowodów. A Kevin... Kevin nie miał pojęcia co tak naprawdę się stało, ale nie mógł pozwolić żeby jego dziewczyna była traktowana w taki sposób.
Wszedł do mieszkania. Zdjął buty, bluzę powiesił na wieszak. Nie czuł się komfortowo, bo od razu po treningu został wyciągnięty z domu. Nie miał nawet chwili, żeby się odświeżyć, ale nie to teraz było najważniejsze. Poszedł do salonu, w którym leciała jakaś spokojna piosenka. Lisa siedziała na kanapie i przeglądała zdjęcia w swoim aparacie. Kevin podszedł bliżej i zobaczył, że oglądała te, z ostatnich świąt. Dzień u rodziców Lisy, dzień u rodziców Kevina, dzień u Marco i Lil u których był jeszcze Roman ze swoją dziewczyną. Ten ostatni dzień był inny niż te dwa poprzednie. Każdy wspominał swoje dawne czasy. Kevin usiadł obok Lisy. Wziął jej aparat i wyłączył go. Lisa przytuliła się do niego.
- Nie martw się... Zgłupiał kompletnie. Myślałem, że jest inny, naprawdę. Zakochał się na zabój, dosłownie.
- Powiedział ci przynajmniej o co mu o co mu chodzi?
- Podobno byłaś rano u niego. Stwierdził, że wzięłaś o Lil jakieś drągi i dosypałaś mu do soku. Mówił jeszcze, że rzuciłaś do Lil tekst typu 'Postaram się żeby ten związek już dłużej nie potrwał' Miał po tych dragach taką fazę, że nie wiedział co się z nim dzieje. Wygadywał jakieś głupstwa, krzyczał, piszczał.
- Może dlatego mówił, że prawie kogoś zabił. Tylko dalej nie wiem co z jego podbitym okiem.
- Pewnie nigdy się nie dowiemy. Nie zrobiłaś tego, prawda?
- Kevin, to mój przyjaciel, nie popieram jego związku, ale nie mogłabym mu zrobić czegoś takiego.
- Kiedyś będzie Cię przepraszał, zobaczysz. Proszę Cię nie przejmuj się już. - pocałował ją.
Lisa miała szczęście, poznając Kevina. Tylko w nim miała teraz wsparcie. Zastanawiało ją tylko jedno... Dlaczego po otwarciu nowego rozdziału w życiu, coś znów musiało się spieprzyć?


Wróciłam! Mam dla was drugą część opowiadania, mam nadzieję, że się cieszycie. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, napisałam pół i stwierdziłam, że przerobię to w narrację 3 osoby, dlatego musiałam zmienić na wpis do dziennika, co ani trochę mnie nie satysfakcjonuje. Liczę na wasze opinie w komentarzach. Zapoznajcie się z bohaterami i jeśli nie czytaliście pierwszej części to jak najbardziej zapraszam do czytania, link macie w zakładkach pod nagłówkiem :) BRAVO DEUTSCHLAND!